Znając
Kraszewiczowskie w błąd wprowadzanie zastanawiałam się o czym też może
być opowiadanie Z dziennika starego dziada. Dla odmiany tym razem tytuł
jest odzwierciedleniem zawartości. Były pan porucznik, samotny człowiek,
mający na karku siódmy krzyżyk postanawia, z braku innego zajęcia pisać
dziennik, zawszeć to coś, co po człowieku pozostanie, choć, kto wie,
jaki los go spotka.
Albo
się to nie wiedziało tego, co za los czeka papier zapisany! Jeszcze
dziś pół biedy, papier, gdy stary, nauczono się szanować, ano dawniej,
jak tylko nie dokument, nie oblig, w piecu tym palono albo i gorzej —
tymczasem, miły Boże co za życia zostaje? Kawałek papieru — albo nic...
W dziesięć lat po śmierci człowieka gadają o nim, jak o żelaznym wilku; wnuki nie wiedzą o dziadku więcej, niż o królu Gwoździku i bracie jego, Ćwieku. Ja, com żył, napatrzyłem ci się tego, nasłuchałem gadania o tym, z którymi poufale przestawałem. Jeszcze grzeszne ciało nie zbutwiało, a pamięć się ulotniła, jak woń, albo za pozwoleniem, smród w powietrzu.
A choć papier — habet sua fata, poczciwy to przyjaciel, z którym pogawędzić miło.
W dziesięć lat po śmierci człowieka gadają o nim, jak o żelaznym wilku; wnuki nie wiedzą o dziadku więcej, niż o królu Gwoździku i bracie jego, Ćwieku. Ja, com żył, napatrzyłem ci się tego, nasłuchałem gadania o tym, z którymi poufale przestawałem. Jeszcze grzeszne ciało nie zbutwiało, a pamięć się ulotniła, jak woń, albo za pozwoleniem, smród w powietrzu.
A choć papier — habet sua fata, poczciwy to przyjaciel, z którym pogawędzić miło.
Bohaterem
opowiadania jest stary wojak, pan Gabriel, człowiek o gołębim sercu i
naiwności sięgającej stąd za ocean. Pisze w dzienniku pan Gabriel o
codziennych zajęciach, o życiu prostym i ubogim. Dni płyną mu
monotonnie, można by rzec bezbarwnie, powtarzalne i przewidywalne;
jednego dnia rozmawia z myszkami, innego pielęgnuje pieska, jeszcze
innego trafiają mu się ptaszki. Monotonię zdarzeń przerywa pojawienie
się Czupurnego, sieroty, łobuza i spryciarza, którego Pan Gabriel –
człowiek wielkiej dobroci postanawia wyedukować i na ludzi wykierować,
do czego chłopak nie wykazuje entuzjazmu. Tu następuje zwrot akcji,
pojawiają się dawni koledzy, pan Gabriel lokuje swój skromny kapitalik w
niepewne przedsięwzięcie, co powoduje, iż zostaje niemal bez grosza i
kąta do życia. Dobroć i naiwność porucznika nie jeden raz zostają
wystawione na szwank. Staruszek jednak we wszystkim widzi tylko jasne
strony. Dla każdej niegodziwości znajduje wytłumaczenie, w każdej
sytuacji odnajduje pozytywy. Prawość charakteru powinna uczynić go co
najmniej błogosławionym.
Jeśli
potraktować Z dziennika starego dziada, jako opowiadanie można ziewając
zwichnąć sobie szczękę przy jej czytaniu, jeśli potraktować, jako
bajeczkę z morałem, może udałoby się nią zainteresować małoletnich, choć
mocno wątpię, czy dzisiejsi małoletni nie czmychną przed lekturą, jak
Czupurny przed próbą edukowania.
Czy
polecam - na własną odpowiedzialność, choć zaletą jest krótka forma,
która uchronić może przed wyżej wspomnianym niebezpieczeństwem
zwichnięcia szczęki.
Moja ocena- 3,5/6
Opowiadanie
przeczytałam w internetowej bibliotece. Nigdzie nie znalazłam okładki,
stąd pomysł zamieszczenia obrazu pani Doroty Łaz (źródło), który mógłby posłużyć do zilustrowania opowiadania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz