sobota, 4 maja 2013

Kwiat Paproci (Kraszewski)


Zastanawiałam się czasami, dlaczego uznani pisarze biorą na warsztat w kółko te same ludowe i tradycyjne bajki. Po "Kwiecie paproci" w JIK-owym wydaniu porzuciłam wątpliwości. Historia Jacka, który w noc świętojańską wyruszył na poszukiwanie kwiatu paproci, a następnie w wyniku błędnych decyzji zmarnował sobie życie, ma wszystko, co dobra bajka mieć powinna: sugestywny klimat (w tym przypadku lekko gotycki) i mądre przesłanie. Nic to, że nieco czarno białe, nie jest wszak zadaniem bajek oswajać słuchaczy/czytelników z odcieniami życiowej szarości.
Zachęcam do odświeżenia sobie tej historii, choćby w czasie przerwy na lunch. Dostępna online TUTAJ.

Tym razem chciałam napisać nie o książce a o tzw. uwspółcześnianiu bajek.  Czasami rzeczywiście warto się nad tym zastanowić. Weźmy chociaż wszechobecne złe macochy. I jak tu współczesna sobie układać dobre stosunki z dzieckiem męża/partnera, jeśli wychowało się ono na braciach Grimm?
Z niektórych bajek macochę wyrzucić się da (Jaś i Małgosia), w innych jest ona na tyle ważnym punktem fabuły, że z bajki, po jej usunięciu niewiele zostanie.
A co z unikaniem drastycznych treści?
Klasyczny przykład przeróbek to Czerwony Kapturek z wilkiem jaroszem. Czy współczesne dzieci są AŻ TAK  wrażliwe, że pod żadnym pozorem nie mogą się dowiedzieć, że niektóre zwierzęta są drapieżnikami (a przy okazji, że nie każdy jest dobry i nie każdy musi chcieć dla nich dobrze)?
Wracając do "Kwiatu paproci" - ta bajka w oryginale  uczy poprzez przykład negatywny, czyli kończy się źle. Mam w swoich zbiorach uproszczoną wersję (wydawnictwa Wilga), która kończy się DOBRZE. Mroczna historia zamieniła się w słodką i nijaką opowieść familijną. Dodam, że moje dzieci jakoś nigdy w tej wersji nie zagustowały - czyżby była po prostu nudna?. Wolą faszerowanego siarką smoka wawelskiego.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz