sobota, 6 września 2014

Ania z Avonlea L.M.Montgomerry


Czytanie kolejnego tomu cyklu o Ani Shirley to czysta przyjemność. Zastanawiam się tylko, dlaczego tak długo zwlekałam z powrotem do lektury, a z drugiej strony cieszy mnie to, iż mimo upływu lat wciąż czuję się pokrewną duszą Ani. Ania dorasta, z podlotka zamienia się w młodą dziewczynę, nadal jednak żywiołowy charakter często pakuje ją w kłopoty. Okres pomiędzy ukończeniem szkoły a pójściem na Uniwersytet upływa na zdobywaniu pierwszych doświadczeń zawodowych. W II tomie Ania na dwa lata z ławki uczennicy przenosi się na „katedrę” nauczycielki. Jest to okres, w którym … można nauczyć się o wiele więcej niż podczas całego procesu nauczania. Wynotowałam sobie parę ciekawych spostrzeżeń dotyczących procesu dydaktycznego.
…. nie powinno się zamykać dziecka w czterech ścianach szkoły, dopóki nie skończy siedem lat. Mawiał ojciec Maryli i chyba miał słuszność.
Wszyscy popełniamy błędy. Powinniśmy ich żałować i uczyć się na nich, lecz nie wlec ich za sobą w przyszłość… Gdybyż człowiek umiał się zastosować do tej rady o ileż byłby mniej sfrustrowany.
Sami stwarzamy sobie życie, gdziekolwiek jesteśmy. Uniwersytet może nam tylko w tym dopomóc. Życie nasze bywa bogate lub ubogie zależnie od tego, co w nie wkładamy, a nie od tego, co zeń czerpiemy. Może być bogate i pełne zarówno tutaj, jak i na szerokim świecie, jeśli tylko potrafimy otworzyć nasze dusze na przyjęcie jego skarbów. Troszkę to naiwne, ale nie można temu stwierdzeniu odmówić słuszności.
Gdyby na uniwersytecie uczyli, jak postępować z mężem, to jeszcze widziałabym w tym jakiś sens.  Droga pani Andrews - nadal tego nie uczą, powiem więcej nie uczą nawet jak żyć, a wszak tego pragnęła nauczyć się na Uniwersytecie rudowłosa mieszkanka Zielonego Wzgórza. Z moich studiów uniwersyteckich pragnę przede wszystkim wynieść jak największą umiejętność sztuki życia. Pragnę nauczyć się, jak rozumieć moich bliźnich i pomagać im.
Jakie to cudownie staroświeckie i kompletnie niemodne.
Taki powinien być cel uniwersytetu, nie zaś nadawanie dyplomów całemu zastępowi magistrów i kandydatów tak nadzianych książkową mądrością, że nie ma już w nich miejsca na nic innego. 
I tu muszę pana zmartwić pana- panie Harrison, dziś dla większości studentów celem jest nie zdobycie wiedzy czy poszerzenie horyzontów, a zdobycie dyplomu, czemu w czasach bezrobocia trudno się dziwić, tym bardziej, że nawet kilka dyplomów nie gwarantuje dziś zdobycia zatrudnienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz