sobota, 6 września 2014

Chłopcy z Placu Broni Ferenc Molnar


Z lektury książki w wieku szkolnym pamiętam, iż niezwykle mnie ona wzruszyła i poruszyła. 
Trudno mi dziś określić, czy wówczas patrzyłam na lekturę w szerszym kontekście, czy oceniłam ją jako smutną książkę przygodową. Jeśli dostrzegałam wówczas jakieś analogie pomiędzy światem dziecięcych zabaw a światem dorosłych, to zapewne nie wryły się one w pamięć. Odbierałam ją wówczas, jako książkę o lojalności, przyjaźni, odwadze, uczciwości, honorze, no i pewnego rodzaju fatum (buntowałam się wobec losu, który stał się udziałem Nemeczka winiąc jednocześnie jego kolegów za to, co go spotkało). Dziś za fatum uznałabym los, jak spotkał przedmiot walki.

Czytając Chłopców z Placu Broni teraz dostrzegam, w jak przerażający sposób świat dziecka może stanowić odbicie świata dorosłych w jego najboleśniejszych aspektach.
Tematem przewodnim opowiadania jest przygotowanie do obrony terytorium, które jedni chłopcy próbują odebrać innym z chęci posiadania skrawka ziemi. Ta pokrętna logika prowadzenia wojny tkwi w umysłach małych i dużych chłopców od zawsze.
Robimy to tylko dlatego, że nie mamy gdzie grać w palanta.(...) Potrzebujemy placu do gry, i kropka! A więc postanowili wypowiedzieć wojnę z takich samych powodów, z jakich prawdziwe armie ruszają do boju. Rosjanie chcieli panować na morzach i dlatego walczyli z Japonią. Czerwonym koszulom potrzebny był plac do gry w piłkę i nie mogli go zdobyć inaczej jak tylko drogą wojny.
Czytałam książkę w przekładzie Janiny Mortkowiczowej i nie bardzo mogłam zrozumieć, dlaczego jedną z band nazwano czerwonoskórymi, z odnalezionego w podarowanej siostrzeńcom książce, cytatu widzę, iż w kolejnym tłumaczeniu (Tadeusza Olszańskiego) nazwa ta brzmi Czerwone koszule, co nadaje opowieści innego znaczenia.
Momentami raziły mnie nieco górnolotne hasła, którymi szermowali chłopcy, brzmią one fałszywie w ustach dorosłych, a tym bardziej w ustach dzieci (Podobnie, jak dzisiaj razi mnie nadużywanie słowa patriotyzm). Ale z drugiej strony zachowanie chłopców z Placu Broni i Czerwonych koszul usprawiedliwia używanie wielkich słów. Szacunek i wzruszenie budzi postawa małych bohaterów i ich honorowe zachowanie wobec przeciwnika. Choć podczas wali i oni nie zawsze przestrzegali ustalonych reguł gry.
Czerwone koszule, czując swoją zgubę, przestawały szanować reguły walki. Reguły były dobre dopóty, dopóki wierzyli, że i uczciwie walcząc potrafią pokonać przeciwnika.
Tak, jak i wśród nich znalazły odbicie różne postawy ludzkie; jest i zdrajca, są i wywyższający się ponad innych chłopcy oraz zbyt pochopnie oceniający innych. W tej niewielkiej objętościowo książce mieści się sporo wzruszających i pięknych treści. 
Reasumując przeczytałam z tym samym, a może nawet większym wzruszeniem, niż kiedy czytałam będąc dzieckiem. Tym razem doszedł jeszcze sentyment i doświadczenie, które wzbogaciły odbiór. Jestem bardzo ciekawa, czy moi siostrzeńcy, którym książkę podarowałam, zechcą ją przeczytać i czy odbiorą ją podobnie, jak ich ciotka. Jednak mam spore wątpliwości, czy chłopców, którzy lubują się w przygodach bohaterów Gwiezdnych wojen, gdzie walczy się o władzę nad światem, zainteresuje wojna o jedno boisko do palanta.
Za pomysł wrócenia do książki dziękuję Marlowowi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz