Do wspaniałych powieści sióstr Brontë wracam regularnie. Już dawno za mną są Vilette, Agnes Grey, Wichrowe wzgórza, czy Jane Eyre. Korzystając z nowych wydań sięgnęłam po nigdy nie publikowaną w naszym kraju Shirley. Na okładce można natrafić na wielce krzywdzący "wyciąg" z powieści, który sprowadza się tylko i wyłącznie do strefy miłosnej. Owszem, miłość jest tam obecna, ale dla mnie Shirley to
traktat o silnej kobiecości, która w XIX-stym wieku musiała się
przebijać, byśmy w XX-stym wieku zbierały plony zasiane przez Jane
Austen i siostry Brontë.
Kobiety, uwięzione w konwenansach nie miały zbyt wiele do powiedzenia,
zwłaszcza w 1811 roku, kiedy rozgrywa się akcja powieści Charlotty
Brontë. [O siostrach pisałam obszernie przy okazji Agnes Gray TU.]
Pamiętamy z powieści Austen, że kobiety wtedy nie mogły dziedziczyć;
jednakże z braku męskiego spadkobiercy, Shirley Keeldar odziedziczyła
pokaźny majątek, o który stara się niejeden kawaler (zauważcie - kobieta
nie jest brana pod uwagę, jedynie jej wiano!) Shirley jest młoda,
zrównoważona i pewna siebie. Pragnie sama decydować o swoim losie i z
determinacją dąży do szczęścia: - Tego, za którego wyjdę za mąż - mówi Shirley - zdecydowana jestem szanować, podziwiać i kochać. W odpowiedzi słyszy: - Niedorzeczność! To niestosowne - to nie przystoi kobiecie! Czytaj dalej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz