wtorek, 7 września 2010
"Młyn nad Flossą" George Eliot
Czy to nie zakrawa na ironię, że w XIX-wiecznej Anglii kobieta król mogła sprawować najwyższy urząd w państwie, a co za tym idzie rządzić i dzielić, ale już kobieta pisarz musiała uciekać się do podstępu, by jej twórczość oceniana była przez pryzmat walorów artystycznych nie zaś płci autorki? George Eliot to pseudonim literacki, z samego założenia brzmiący tak myląco, który to służył niezależnej Mary Ann Evans jako gwarancja traktowania jej tekstów na równi z pisarstwem mężczyzn w czasach, gdy powszechnie przyjęto, iż płeć piękna zdolna jest tworzyć co najwyżej ckliwe romanse. Mija właśnie 150 lat od premiery „Młyna nad Flossą” i czas pokazał, jak bardzo krzywdząco ówczesna krytyka umniejszała wartość kobiecej literatury swoimi uprzedzonymi zarzutami – powieść ta nadal zachwyca kolejne pokolenia czytelników i nie przypadkowo zaliczono ją w poczet kanonu klasyki powieściowej.
Pełny tekst na blogu: Zaczytana. ZAPRASZAM
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz