czwartek, 23 maja 2013

"Znachor" Tadeusz Dołęga-Mostowicz

Wiele lat temu oglądałam film na podstawie tej powieści Dołęgi-Mostowicza. Film - dzieło ponadczasowe, ze wspaniałą obsadą aktorską. Książka stała na półce kilkanaście lat. Chyba właśnie znajomość filmu zniechęcała mnie do przeczytania jej, bo cóż nowego mogłaby wnieść? Jednak w ramach odkurzania szafy z książkami postanowiłam wreszcie zmierzyć się z tą pozycją.
Intuicja mnie nie zawiodła. Rzeczywiście, znając film, nie trzeba czytać książki. Tym bardziej, że mam wydanie ze zdjęciami z filmu i czytając miałam cały czas przed oczami bohaterów wykreowanych przez aktorów.

Jest to dzieło należące do literatury lekkiej i przyjemnej. Klasyczny romans, czyli to, co i kiedyś, i dziś znajdzie czytelnika.
Tytułowy bohater - Rafał Wilczur -  to znany chirurg, mistrz i nowator w swym zawodzie, właściciel prywatnej kliniki. Ma piękną, dużo młodszą żonę i kochaną córeczkę. Wydawało by się-sielanka.Jednak w dniu kolejnej rocznicy ślubu żona znika z kochankiem, zabiera córeczkę, zostawiając list z wyjaśnieniami. Załamany profesor, po wielu godzinach zapijania rozpaczy w nieznanym i podejrzanym towarzystwie, zostaje napadnięty, pobity, w efekcie czego traci pamięć. I tu następuję gwałtowny przeskok w czasie, migawka z życia pięknej profesorowej i dorastającej Mariolki, po czym spotykamy Wilczura już jako Antoniego Kosibę. Po latach tułaczki znajduje pracę i schronienie u młynarza w małej wsi na kresach. Tu okazuje się, że umie leczyć, sam nie wie, skąd posiada taką wiedzę. Jest na tyle skuteczny, że zostaje okrzyknięty najlepszym znachorem w okolicy i ma wielu pacjentów.
Równolegle toczy się wątek Marysi, sieroty zatrudnionej w małomiasteczkowym sklepiku. Dziewczyna jest skrajnie wyidealizowana: dobra, skromna, cnotliwa, pracowita i  piękna. Jej adoratorem jest Leszek, syn właścicieli ziemskich, okolicznej elity. Oczywiście wybucha gorąca miłość, narażona na przeszkody społeczne, plotki zazdrosnych dam i zalotników. Jednak uczucie zwycięża wszelkie przeciwności, zmierzając do happy endu. Jak można się domyślić (nawet dość szybko) Marysia okazuje się bliską krewną Znachora, w związku z tym zakończenie powieści, które być może miało być zaskakujące, wcale takim nie jest.
Wg mnie powieść jest słodka aż do przesady. Przewidywalna, momentami naiwna, chwilami mało realna. Lukrowani bohaterowie, nawet jeśli mają jakieś wady, szybko przechodzą metamorfozę i stają się idealni. Nawet obraz międzywojennej wsi i małego miasteczka wydaje mi się wyidealizowany, nie chce mi się wierzyć, że ludzie byli wtedy tak sympatyczni, bezkonfliktowi i dobrze nastawieni do sąsiadów.
Książka może być świetnym lekarstwem na poprawę nastroju, na wyciśnięcie nagromadzonych łez, na oderwanie myśli od szarej rzeczywistości i przeniesienie się do wykreowanego, pięknego świata pełnego wspaniałych bohaterów:)

Recenzja ukazała się również na moim blogu.

4 komentarze:

  1. Ksiązkę czytałem dawno temu, film widziałem kilka razy. Polecam ekranizację.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja mama jest ogromną miłośniczką zarówno tej książki, jak i jej ekranizacji... Film ten oglądałam już setki razy i za każdym razem moja mama płacze przy scenach końcowych. ;x Niewątpliwie, niezapomniana powieśc.

    Pozdrawiam,
    www.okiem-recenzenta.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Ba! "Profesor Wilczur" i "Znachor" to prawdziwa "klasyka literatury popularnej". udało mi się w latach 70. przeczytać prawdziwe przedwojenne wydania...
    A filmy! Cudo! Zarówno przedwojenne jak i powojenny z uroczą Anną Dymną w roli córki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Znachora osobiście uwielbiam. ;)

    OdpowiedzUsuń