Kartka miłości to mieszczański dramat o walce namiętności z obowiązkiem. Osoby dramatu:
Helena
- młoda wdowa, matka Joasi. Jej dotychczasowe życie uczuciowe właściwie
nie istniało. Była kochaną, choć sama męża jedynie szanowała.
Po jego śmierci znalazła się w Paryżu sama z dzieckiem. Przez długi
czas miłość do Joasi wypełniała jej czas, ale uczucie to nie było w
stanie wypełnić jej życia. Bycie matką chciała pogodzić z byciem
kochanką.
Joasia
– jedenastoletnia dziewczynka cierpiąca na nieznaną chorobę psychiczną o
podłożu genetycznym ujawniającą się monstrualnymi atakami zazdrości.
Aby nie dopuścić do nawiązania przez matkę jakiejkolwiek nici sympatii,
która zagrażałaby jej poczuciu bezpieczeństwa gotowa była na wszystko.
Kiedy tylko wyczuwała zagrożenie natychmiast popadała w chorobę.
Doktor
Deberle - mąż, ojciec, powszechnie szanowany człowiek, filantrop,
niezwykle uzdolniony i dobrze sytuowany. Kiedy poznaje Helenę, ratując
jej dziecko z kolejnego ataku nieznanej choroby, ulega jej czarowi i od
tej pory owładnięty jest jedną myślą zdobycia kobiety.
Czy
Helena ulegnie namiętnościom, czy też poczucie obowiązku zwycięży? Od
początku wszystko zmierza ku dramatycznemu zakończeniu.
Z
występujących w powieści osób głębiej nakreślona została jedynie postać
matki; jej rozterki, bicie się z myślami, rodząca się namiętność
walcząca z poczuciem obowiązku, chęć wyzwolenia z niewoli, w jakiej
trzymała ją choroba córki.
W
swej warstwie fabularnej powieść mnie nieco rozczarowała. Oczekiwałam
od Zoli nieco innych tematów. Przyzwyczajona do społecznego
zaangażowania nie bardzo mogłam przestawić się na jednostkowy dramat.
Momentami postępowanie Heleny, aczkolwiek daleka jestem od potępienia,
irytowało mnie, momentami śmieszyło, a scena, w której Helena
powstrzymuje małżonkę doktora przed popełnieniem zdrady małżeńskiej wydała mi się niczym scena z taniego romansu.
Trzeba jednak przyznać, że Zola
nawet opisując mieszczański dramat opisuje go po mistrzowsku. Jestem
cały czas pod urokiem języka; barwnego, opisowego, malowniczego. Język
Zoli uwodzi mnie od jakiegoś już czas. Czasami wydaje mi się, iż nie ważne o czym pisze, bo i tak pisze pięknie. Tak jak z maestrią opisywał we Wszystko dla pań rodzaje tkanin, faktury i barwy materiałów, tak jak pięknie potrafił opisać w Brzuchu Paryża prozaiczną zdawałoby się zawartość straganów, tak w Kartce miłości
opisuje współgrający ze stanem duszy bohaterki wygląd miasta.
Impresjonistyczne opisy Paryża o poranku, skąpanego w słońcu,
zamglonego, targanego wichurami, zmoczonego strugami deszczu działały na
moją wyobraźnią i budziły okruchy wspomnień oraz tęsknotę za miastem.
Paryż rozpościerał się szeroko, równie wielki, jak niebo ponad nim. Ozłocone porannym słońcem miasto wydawało się łanem dojrzałych kłosów, a ta olbrzymia panorama malowana była zadziwiającą prostotą dwiema tylko barwami; jasnym błękitem nieba i złotym odblaskiem dachów. Ulewa promieni wiosennego słońca nadawała wszystkiemu jakiś czas młodości. Światło było tak czyste, że można było dostrzec wyraźnie najdrobniejsze szczegóły. W zawiłym chaosie murów miasto mieniło się jak kryształ. Olśniewającą nieruchomą jasność mącił chwilami nieznaczny powiew i wtedy obraz odległych dzielnic stawał się mniej ostry, drgający lekko, jakby oglądany przez niewidzialny płomień.
To mały fragmencik opisu miasta, który odpowiada opisowi budzących się nieśmiało i lękliwie uczuć (pierwszej miłości).
Nie polecałabym jednak na lekturę pierwszego kontaktu. Na tę zdecydowanie wybrałabym Wszystko dla pań (i język i społeczne zaangażowanie i dla wielbicielek romansu wątek miłosny)
Paryż rozpościerał się szeroko, równie wielki, jak niebo ponad nim. Ozłocone porannym słońcem miasto wydawało się łanem dojrzałych kłosów, a ta olbrzymia panorama malowana była zadziwiającą prostotą dwiema tylko barwami; jasnym błękitem nieba i złotym odblaskiem dachów. Ulewa promieni wiosennego słońca nadawała wszystkiemu jakiś czas młodości. Światło było tak czyste, że można było dostrzec wyraźnie najdrobniejsze szczegóły. W zawiłym chaosie murów miasto mieniło się jak kryształ. Olśniewającą nieruchomą jasność mącił chwilami nieznaczny powiew i wtedy obraz odległych dzielnic stawał się mniej ostry, drgający lekko, jakby oglądany przez niewidzialny płomień.
To mały fragmencik opisu miasta, który odpowiada opisowi budzących się nieśmiało i lękliwie uczuć (pierwszej miłości).
Nie polecałabym jednak na lekturę pierwszego kontaktu. Na tę zdecydowanie wybrałabym Wszystko dla pań (i język i społeczne zaangażowanie i dla wielbicielek romansu wątek miłosny)
Moja ocena 4-/6
A tak na marginesie myślę o stworzeniu zakładki Czytamy Zolę, gdzie zamieszczałabym linki do recenzji tych archiwalnych i tych bieżących dotyczących Zoli. Jeśli wyrazilibyście zgodę z chęcią podałabym linki i do waszych recenzji. Właśnie dowiedziałam się, że Ania z bloga Przeczytałam książkę tworzy Wyzwanie - czytamy Zolę, więc jak tylko ono powstanie podam jego adres i nie będę tworzyła kolejnego.
A tak na marginesie myślę o stworzeniu zakładki Czytamy Zolę, gdzie zamieszczałabym linki do recenzji tych archiwalnych i tych bieżących dotyczących Zoli. Jeśli wyrazilibyście zgodę z chęcią podałabym linki i do waszych recenzji. Właśnie dowiedziałam się, że Ania z bloga Przeczytałam książkę tworzy Wyzwanie - czytamy Zolę, więc jak tylko ono powstanie podam jego adres i nie będę tworzyła kolejnego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz