czwartek, 12 listopada 2015

Strachy - Maria Ukniewska

Ze Strachami zetknęłam się przy okazji prezentowania w serii Z archiwum Filmoteki Narodowej filmu z 1938 roku z Eugeniuszem Bodo i Hanną Karwowską. Dramat utrzymany w tonie ekspresjonizmu niemieckiego porusza śmiałością tematu. Rzetelny, ale już bez „tego czegoś” jest serial telewizyjny z 1979 roku z młodziutką Izabelą Trojanowską w roli Teresy. 
Trafiłam na wzmiankę, że do wydania powieści przyczynił się w znacznej mierze Marian Hemar, któremu rękopis spodobał się na tyle, by wspierać Marię Ukniewską jako początkująca pisarkę. Ukniewska (właśc. Maria z Brejnakowskich Kuśniewiczowa), była tancerka rewiowa opisuje w swojej najsławniejszej powieści środowisko estradowe z niesławnej strony: wykorzystywanie młodych „girlsów” (tancerki tańczące w takich specyficznych szpalerach, kto oglądał choćby Halo, Szpicbródka, ten będzie wiedział), bieda przedwojennej Warszawy, psi żywot „objazdowej” rewii z prowincji (prowincją była określana reszta Polski poza Warszawą!). Czytaj dalej...

poniedziałek, 9 listopada 2015

Jane Austen, "Lady Susan"


"Lady Susan" to jedyny, z wyjątkiem kilku juweniliów, utwór w dorobku Jane Austen napisany w stylu epistolarnym, choć autorka później wielokrotnie będzie się formą listu posługiwać. W każdej jej powieści pojawia się ważna korespondencja, która wiele wyjaśnia bohaterom i czytelnikowi i pcha akcję do przodu: począwszy od listów Willoughby'ego i Marianny w "Rozważnej i romantycznej", poprzez listy wysyłane do Fanny Price przez Mary Crawford i Edmunda w "Mansfield Park", na listownym wyznaniu Wentwortha w "Perswazjach", uznawanym za najromantyczniejszy fragment w całej prozie Austen, skończywszy. "Lady Susan", krótki utwór będący właściwie bardziej nowelą niż powieścią, składa się z czterdziestu jeden listów, opowiadających historię pewnej znajomości, pojedynku dwóch kobiet, w którym stawką jest rząd nad duszą mężczyzny i nieszczęścia córki, która przez własną matkę traktowana jest gorzej niż sieroty bywają traktowane przez macochy w baśniach. (...)


Cały tekst o "Lady Susan" opublikowałam na swoim blogu "Czytam to i owo...". Można się z nim zapoznać klikając w link: "Bo to zła kobieta była. Historia wzlotu i upadku w czterdziestu jeden listach i epilogu".

Wielbicielki i wielbicieli twórczości Jane Austen zapraszam również do wzięcia udziału w blogowym festiwalu z okazji 200-lecia wydania "Emmy". Szczegóły TUTAJ.





czwartek, 22 października 2015

"Villette" Charlotte Bronte

 Anglia, druga połowa XIX wieku. Główną bohaterką i równocześnie narratorką powieści jest Lucy Snow. O swej młodości opowiada z perspektywy wielu lat, jako siwa już staruszka. Wraca do lat spędzonych w domu matki chrzestnej, a potem na pensji, gdzie pracowała jako nauczycielka języka angielskiego. Nie wiemy nic o wcześniejszym życiu Lucy, jej dzieciństwie oraz o tym, co się stało z jej rodziną. Jej postać w ogóle osnuta jest tajemnicą, poznajemy tylko krótki wycinek z jej biografii. Jako młoda kobieta, uboga, samotna, bez swojego miejsca w świecie, podejmuje nieoczekiwanie decyzję o podróży na Kontynent. Trafia do Villette, a tam przypadkowo do pensji dla dziewcząt z dobrych domów, gdzie zostaje zatrudniona najpierw jako opiekunka do dzieci właścicielki-Madame Beck, a potem jako nauczycielka. Wśród panienek, które nie grzeszyły inteligencją i chęcią do nauki, dla których uroda i majątek były najważniejsze jako gwaranty dobrego zamążpójścia, skromna i myśląca Lucy jawi się jako ekstremalne przeciwieństwo.
Lucy jest nie tyle bohaterką opisywanych wydarzeń, co ich obserwatorką. Czytelnik poznaje myśli i odczucia kobiety, co było zabiegiem wielce nowatorskim w literaturze. Lucy jawi się jako postać trudna do polubienia, jest oschła, zdystansowana, skryta, samotna i smutna.Sama jest dla siebie brutalnym krytykiem, posądza się o brak odwagi, energii, nadziei na zmianę w życiu. Nie ma bliskich, przyjaciół, nie uczestniczy w życiu towarzyskim, praktycznie nic nie wspomina o życiu poza murami szkoły. Jest za to wnikliwą obserwatorką ludzi, ma do nich bardzo krytyczny, czasem wręcz ironiczny stosunek. Autorka kreśli szereg barwnych, charakterystycznych postaci, będących świetnymi przedstawicielami różnych klas społecznych ówczesnych czasów. Widzimy ich oczami Lucy i poznajemy jej opinie o każdym z osobna.
W powieści zawartych jest dużo wątków autobiograficznych. Charlotte Bronte pisała ją w bardzo trudnym okresie swojego życia, co daje się odczuć w pesymizmie i smutku płynącym z kart.
Powieść jest bardzo obszerna, jednak jak dla mnie zbyt monotonna. Nie można tu mówić o jakiejkolwiek wartkiej akcji, czyta się momentami nużąco. Długo czekałam ze złudzeniem, że może jednak coś się ruszy, coś się zacznie dziać. Jednak całość jest bardzo stonowana, brak tu jakiegokolwiek porywu, energii, szaleństwa.  Dzieło można uznać za utwór o charakterze psychologicznym, gdyż to właśnie na przeżyciach i osobowościach bohaterów, w tym samej Lucy, skupia się Autorka.
W czytaniu przeszkadzały mi dość licznie wtrącane zdania po francusku, mimo ich tłumaczenia u dołu strony. Dałam się jednak ponieść pięknemu stylowi i poetyckiemu językowi, które powodowały, że czytanie było jednak przyjemnością.
Notka ukazała się również na moim blogu.

wtorek, 20 października 2015

"Małe kobietki" Louisy May Alcott


Źródło
Treść „Małych kobietek” Louisy May Alcott można streścić w jednym zdaniu: rok z życia rodziny Marchów. Opowieść zaczyna się przed Bożym Narodzeniem, a kończy po kolejnym Nowym Roku. Głównymi bohaterkami są cztery dorastające siostry:  najstarsza, szesnastoletnia Meg – rozważna piękność; piętnastoletnia, impulsywna Jo – chłopczyca o literackich ambicjach; łagodna i chorobliwie nieśmiała trzynastoletnia Beth – posiadaczka złotego serca i ogromnego talentu muzycznego; wreszcie – rozpieszczona dwunastoletnia artystka Amy,  „o niebieskich oczach i złotych lokach”. Trwa wojna secesyjna. Ojciec rodziny, pastor, służy jako kapelan w szeregach armii Unii. Dziewczynki mieszkają z matką, pieszczotliwie zwaną przez nie Marmisią, i wierną służącą Hanną. Z pogodą ducha i godnością znoszą biedę, w którą popadła rodzina, niegdyś zamożna, zapewne należąca do „wyższej klasy średniej”.  Powieść  śledzi ich dojrzewanie, drogę, na której „małe kobietki” staną się po prostu kobietami.

Przesłanie książki również można streścić w jednym zdaniu: dopóki mamy siebie nawzajem, mamy wszystko. Prawdziwa miłość znaczy więcej niż bogactwo, a szczęście daje praca i wzajemna troska o najbliższych. Wszystko to bardzo piękne i szlachetne, ale – no właśnie jest jedno ale...

Zapraszam do przeczytania całości wpisu na blogu "Czytam to i owo..." i dołączenia do dyskusji!

wtorek, 13 października 2015

"Dolina Tęczy" L.M.Montgomery

Postanowiłam w tym roku przeczytać wszystkie tomy serii o Ani i mam nadzieję, że mi się to uda:) "Dolina Tęczy" jest siódma z kolei. Czytało mi się ją tym przyjemniej, że udało się trafić w bibliotece na ulubione wydanie, przypominające czasy dzieciństwa i nastoletniej młodości:)

Na plebanię w Glen przybywa nowy pastor, wdowiec, z czwórką dzieci. To oni stają się głównymi bohaterami powieści. Pewnego dnia dzieci znajdują  w stogu siana Mary Vanse, sierotę, która uciekła od brutalnej opiekunki. Zapraszają ją na plebanię, a gdy Mary grozi powrót do przytułku, pomagają znaleźć dla niej nową rodzinę.  Flora, Jerry, Karolek i Una zaprzyjaźniają się z czwórką starszych dzieci Ani i Gilberta.  Ulubionym miejscem wspólnych zabaw jest pobliska Dolina Tęczy, miejsce wielce urokliwe, przypominające nieco klimatem okolice Zielonego Wzgórza. Towarzyszką zabaw i dostarczycielem okolicznych ploteczek jest nieokrzesana Mary Vanse. Dzieci pastora uwielbiają też wizyty w Złotym Brzegu i obecność ciepłej, opiekuńczej Ani, tym bardziej, że brak matki daje im się mocno we znaki...Pastor Meredith, człowiek wielce roztargniony, pogrążony zawsze we własnych myślach i zatopiony w książkach, jest posądzanym przez sąsiadki o zaniedbywanie dzieci bohaterem lokalnych plotek. Gdy jedna z kobiet przybywa do niego z propozycją wzięcia do adopcji młodszej córeczki, wielebny próbuje wrócić do realnego życia. Postanawia się powtórnie ożenić, by stworzyć dzieciom prawdziwy dom. W decyzji utwierdza go uczucie, jakim niespodziewanie zaczyna darzyć Rozalię. Jednak na drodze ku szczęśliwemu zakończeniu staje przysięga, jaką kobieta 10 lat wcześniej złożyła swojej siostrze...
Tłem obyczajowej opowieści stają się wyjątkowo wydarzenia historyczne. Pojawia się widmo bliskiej wojny...
Wg mnie to jedna z najlepszych części serii. Jak zwykle ciepła, ogrzewa serce niczym płonący kominek w zimowy wieczór. Pełna spokoju i optymizmu.Opisywane w niej historie nie są tak banalne i nudne jak w poprzedniej części. Przypomina mi swym klimatem pierwsze, najbardziej przeze mnie lubiane tomy.

niedziela, 27 września 2015

Świętujmy piąte urodziny!

 Tak, tak - aż wzruszenie mnie ściska za gardło, że tyle lat jesteście tutaj! Gdy zakładałam wyzwanie, nawet w najśmielszych snach nie oczekiwałam tak wiele! :) Czas więc na podsumowanie kolejnego roku.

Dla przypomnienia - oficjalny start miał miejsce 28 sierpnia 2010 r. Pierwszą recenzję - "Do latarni morskiej"" V. Woolf zamieściła Ultramaryna 5 września. Podsumowania obejmują wobec tego okres od 5 września jednego roku do 4 września roku następnego.

W piątym roku wyzwania aktywny udział wzięło 10 uczestniczek pisząc recenzje 86 książek! 

Najwięcej recenzji, bo aż 21 zamieściła Aleksandra (w sumie ma na koncie 37) - bardzo Ci dziękuję, to piękny wynik!

Na drugie miejsce na podium awansowała z ubiegłorocznego trzeciego Guciamal (20 recenzji w tym, w sumie 123!).  Wynik łączny sprawia, że Guciamal nadal zostaje Królową Klasyki! Ostatnie miejsce na podium zajęła Kasiek (16 recenzji w tym roku, w sumie28). I jeszcze w tym akapicie ;) opiszę czwarte miejsce, bo zabrakło jej do podium niewiele, a ma dużą przewagę nad resztą, poza tym dopiero pierwszy sezon z nami spędziła - to Agata Adelajda z 13 recenzjami.
 
Dalsze miejsca - z liczbą 4 recenzji mamy trzy uczestniczki:  Kassandra (12), Natanna (26) oraz Iza z Filetów z Izydora (w sumie 65!). Kolejna jest Izabell - 2 recenzje (w sumie 34). Honorowo po 1 recenzji napisały nowe uczestniczki - Montgomerry i chyba najmłodsza w naszym gronie - Trobairitz XII.

Bardzo Wam wszystkim dziękuję i, jak zwykle, proszę o więcej!

A same recenzje? Jak wspomniałam wyżej, napisałyście (bo ja w tym roku się nie popisałam!) w tym roku o 86 książkach , co daje po pięciu latach 573, czyli ponad pół tysiąca klasycznych wpisów! W sumie dotyczyły one 53 autorów.I znów nastąpiły zmiany na podium najpopularniejszych - choć akurat na pierwszym miejscu ponownie znalazła się Lucy Maud Montgomery (16! recenzji), druga była Elisabeth Gaskell (5), a ostatnie medalowe miejsce należy do dwójki autorów - broniącej honoru Polski - Marii Dąbrowskiej Charlesa Dickensa (po 3). Na popularność LMM na pewno wpłynęło nowe wydanie kolekcjonerskie jej powieści - sama je kupiłam i zamierzam powrócić do swoich 'młodzieńczych' lat :) 

Na koniec statystyki (dla całego okresu istnienia) - wyświetlono 'nas' ponad 450 000 razy. Stroną (poza Google oczywiście), z której mamy najwięcej wejść, nieustannie jest blog Lektury wiejskiej nauczycielki - dzięki Anek7 :)

Pięć najpopularniejszych recenzji (też z całego okresu) to:
1. Agnes Grey A. Bronte - autor Motherless -  104987 wyświetleń - po raz kolejny na czele; w ubiegłym roku, gdy pisałam podsumowanie, był niewielki problem - link z recenzji prowadził do zamkniętego bloga - na szczęście problem już nie istnieje!
2. Kobieta trzydziestoletnia H. Balzac - autor Guciamal - 96066 wyświetleń (piąty! raz w zestawieniu - poprzednio również miejsce 2)
3. Portret Doriana Graya O. Wilde - autor Aleksandra - 2072 wyświetlenia (po raz trzeci w zestawieniu, poprzednio także miejsce 3)
4. Dewajtis Maria Rodziewiczówna - autor Alicja2010 - 1042 wyświetlenia (po raz trzeci, poprzednio to samo miejsce)
5. Śpiewacy Iwan Turgieniew- autor Paideia - 957 wyświetleń (po raz drugi w zestawieniu, poprzednio to samo miejsce)


To jak oceniacie wyniki?

Ja jestem niezmiernie wzruszona i dumna. Bardzo, bardzo dziękuję Wam za ten kolejny wspaniały rok inspirujących i zachęcających do czytania wpisów! I oczywiście mam nadzieję i apetyt na więcej! A sama już sobie przygotowałam listę przeczytanych, a nie opisanych lektur klasycznych, i mam zamiar wreszcie nadrobić zaległości, żeby znaleźć się w końcu w czołówce ;)

wtorek, 22 września 2015

"Bohaterski miś czyli przygody pluszowego niedźwiedzia na wojnie" B. Ostrowska

Tym razem klasyka dla dzieci. Powieść po raz pierwszy została wydana w 1919 roku, a ze względu na swą popularność i sympatycznego pluszowego misia porównywana jest z Kubusiem Puchatkiem. Ja jednak z Autorką i misiem zetknęłam się po raz pierwszy.
Miś Niedźwiedzki przyszedł na świat spod ręki zdolnej krawcowej we Lwowie tuż przed wybuchem I wojny światowej. Ma poczucie misji, by nieść w świat dobro i swą obecnością dawać ludziom radość. Trafia do rodziny Hali i Stasia. Jednak wybuch wojny rzuca Misia w różne zakątki Europy. Wędruje z żołnierzami, trafia na front, poznaje marszałka Piłsudskiego.  Dostrzega bezsens wojny i cierpienia ludzi. Swym uśmiechem zyskuje sympatię zarówno bohaterów powieści, jak i czytelników:)
Oczywiście Autorka nie uniknęła zawarcia w książce dużej dawki patriotyzmu. Patrząc z perspektywy czasu można polemizować z przedstawionymi w powieści poglądami czy uprzedzeniami dotyczącymi przedstawicieli innych narodów.
Książka napisana jest dość oschłym językiem. Niewiele w nim przymiotników, zdania są krótkie, konkretne, reporterskie. Opowieść uboga jest w dłuższe, barwne opisy, momentami akcja jest tak skracana, że chwilę zajmuje, żeby się zorientować, co się wydarzyło. Jednak może stać się doskonałym pretekstem do rozmów z dzieckiem o I wojnie i do poznania historii tego okresu, pomijanego w dziecięcej literaturze.
Dużym plusem jest bardzo ładne wydanie-twrada okładka, kwadratowy format, kolorowe ilustracje prawie na każdej stronie, dość duża i wygodna w czytaniu czcionka.

piątek, 18 września 2015

"Zagadka Błękitnego Expresu" Agaty Christie

Nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej czytałam którąś z powieści Christie, jeśli tak to było to tak dawno, że nie pamiętam! Jedno muszę stwierdzić: to pierwsza od wielu miesięcy książka, która pochłonęła mnie całkowicie, tak zajęła myśli, że zapomniałam o całym świecie!
Podczas podróży ekskluzywnym "Błękitnym Expresem" zostaje zamordowana  Ruth Kettering, córka amerykańskiego milionera, nieszczęśliwie zamężna i zakochana od lat zakochana w mężczyźnie uchodzącym za oszusta. Tuż przed śmiercią zostaje obdarowana przez ojca niezwykle kosztownymi klejnotami, które zostają skradzione przy okazji morderstwa. Ostatniego wieczoru Ruth poznaje w pociągu Katherine Grey, której zwierza się ze swych tajemnic i rozterek. To właśnie ta młoda kobieta, dama do towarzystwa, która nagle odziedziczyła duży majątek po swej podopiecznej, jako ważny świadek, postanawia pomóc słynnemu detektywowi Poirotowi w zidentyfikowaniu mordercy.
Powieść ukazała się drukiem w 1928 roku, jednak do wydania polskiego czekała podobno aż do lat 90-tych XX wieku. Napisana jest bardzo ciekawie, a rozwiązanie zagadki do końca nie jest jednoznaczne! Jedynie wstęp do całej akcji nieco się dłużył, ale warto było przebrnąć przez te kilkadziesiąt stron.


niedziela, 13 września 2015

Rebeka - Daphne du Maurier

,,Gdy tak stałam w milczeniu, bez ruchu, mogłabym przysiąc, że dom nie jest pustą skorupą, lecz żyje dawnym życiem."
Dziś klasyka z 1938 roku w licznych opisach tej książki przeczytamy, że to powieść grozy. Ale niech nie lękają się Ci, którzy tego gatunku nie lubią. Powieść ,,Rebeka" Daphne du Maurier nie jest przerażająca w taki sposób jak nowości filmowe z rodzaju horrorów. To książka mroczna, wywołująca wewnętrzny niepokój, siła tkwi w atmosferze wykreowanej przez autorkę. U mnie wywołała przeróżne emocje i na pewno pozostawiła po sobie ślad w mojej pamięci. Z resztą musi być niezwykła skoro przeniósł ją na srebrny kran sam Alfred Hitchcock, a odwoływał się do niej Stephen King w swoim ,,Worku kości''.

Okładka książki

Akcja rozgrywa się w latach 30. Historia rozpoczyna się w Monte Carlo, gdzie antypatyczna pani van Hopper spędza wakacje ze swoją damą do towarzystwa, młodą dziewczyną. Owa dziewczyna to główna bohaterka i narratorka, jej imienia nie poznajemy do końca powieści. Czytaj dalej...

piątek, 11 września 2015

Noce i dnie - Maria Dąbrowska

"W życiu bywają noce i bywają dnie powszednie, a czasami bywają też niedziele."
W tym tygodniu mija czterdzieści lat od zekranizowania jednej z najpiękniejszych polskich powieści. Zaryzykuję stwierdzenie, iż żywiołową, wiecznie "odwracająca kota ogonem" panią Barbarę zna każdy. I nie sposób czytając nie wyobrażać sobie obsady filmu Jerzego Antczaka z Jadwiga Barańską i Jerzym Bińczyckim w rolach głównych.
Poznając losy Niechciców poznajemy również poniekąd biografię samej autorki powieści, Marii Dąbrowskiej; pisarka bowiem odmalowuje dom rodzinny, otoczenie, w którym się wychowała, oraz swoje alter ego - Agnisię. Maria Szumska - tak brzmiało panieńskie nazwisko pisarki - przyszła na świat w 1889 roku w niewielkim majątku zarządzanym przez jej ojca, byłego powstańca, Józefa Szumskiego (Russów pod Kaliszem). Czytaj dalej...

czwartek, 3 września 2015

A. Mickiewicz "Pan Tadeusz"



Epopeja narodowa do tej pory kojarzyła mi się z nudą, nadęciem i lekturą szkolną. Jednak od jakiegoś czasu dręczyła mnie ciekawość, aż wreszcie sięgnęłam po nią po raz drugi, by tym razem ocenić z zupełnie innego punktu widzenia. I zachwyciła mnie! Pięknem języka, opisami przyrody, baśniowością, poetyckością. O dziwo, w pamięci miałam utwór trudny, nużący, przez który młodzież brnie z mozołem, a odnalazłam dzieło wielce przyjemne w odbiorze. Co więcej, jak wiele znalazłam tu trafnych i mądrych myśli aktualnych również dziś! A ileż ludzkich zachowań nie uległo zmianie mimo upływu dwóch stuleci!
Mickiewicz barwnie i ciekawie maluje obraz XIX-wiecznej szlachty, z jej zamiłowaniem do biesiadowania, polowań, sporów sąsiedzkich i bitek, a jednocześnie z wielkim patriotyzmem i honorem w sercu oraz poszanowaniem tradycji. Okrasza go wątkiem miłosnym, a akcję osadza na Litwie będącej pod zaborem rosyjskim. Nie zabrakło oczywiście historii i polityki.
Bohaterowie nakreśleni są bardzo naturalnie, każdy z nich jest postacią charakterystyczną, wzbudzającą we mnie zupełnie inne odczucia niż lata temu. Chociażby sam Tadeusz, zapamiętany jako bohater pełen patosu, teraz jawi mi się jako młodzieniec dość pusty, leniwy, niechętny do nauki, a skory do miłostek;)
Zupełnie inaczej czyta się to dzieło znając kontekst historyczny i okoliczności, w których powstało. Żal, że tak rzadko, a jeśli już to pobieżnie zwraca się na to uwagę w szkołach, przez co utrudnia zrozumienie i polubienie epopei.
"Pana Tadeusza" można czytać jednym tchem, ale także wracać do niego, czytać ulubione fragmenty.

czwartek, 13 sierpnia 2015

Aleksandre Dumas "Dama kameliowa"

Tytułowa bohaterka-Małgorzata Gautier, nazywana damą kameliową za sprawą kwiatów, które nosi, jest paryską kurtyzaną. Wiedzie dostatnie, wystawne życie dzięki utrzymującym ją kochankom gotowym spełnić każdą jej zachciankę. W pięknej kobiecie zakochuje się Armand, początkowo zupełnie obojętny Małgorzacie, jednak potem obiekt jej prawdziwej i wielkiej miłości. Na drodze ku szczęściu młodych stają różne przeszkody, począwszy od zazdrości i profesji Małgorzaty, skończywszy na jej śmiertelnej chorobie. Armand okazuje się niewystarczająco majętny, by utrzymywać damę swojego serca na poziomie, do jakiego jest przyzwyczajona. Kochankowie rozstają się w gniewie, nieświadomi, że śmierć nie pozwoli im się już spotkać. Małgorzata, piękność, o której względy zabiegali zamożni paryżanie, umiera w nędzy i zapomnieniu. Gorzkie i smutne są przemyślenia kobiety o ty, że będąc piękną i zdrową nie narzekała na brak zainteresowania, jednak w chorobie zapomnieli o niej wszyscy...Tym właśnie zdobył jej serce Armand: gdy zobaczył ją plującą krwią nie uciekł, lecz ze łzami w oczach trzymał za rękę...
Powieść nie zachwyciła mnie. Bohaterowie irytowali swą próżnością, pustotą i naiwnością. Akcja jest skonstruowana bardzo prosto, rozpoczyna się w mieszkaniu zmarłem Małgorzaty, gdzie trwa licytacja pozostałego majątku, aby spłacić długi, jakie pozostały po kobiecie. Jednym z uczestników jest Autor-pierwszy narrator, który nabywa książkę z tajemniczą dedykacją. Okazuje się, że był to prezent od Armanda, który odnajduje Autora z prośbą o odsprzedanie mu cennej pamiątki. I tu czytelnik cofa się w czasie, rozpoczyna się opowieść, której narratorem pierwszoosobowym jest Armand. Jednak mężczyzna skupia się na takich szczegółach każdej scenki, że czytelnik może poczuć się znudzony.
Tłem historii miłosnej jest XIX wieczny Paryż i jego mieszkańcy pochodzący z wyższych sfer. Sam Armand ukończył prawo, jednak nigdy nie pracował, żyje z renty wypłacanej przez ojca i tak naprawdę spędza dni na przyjemnostkach i dumaniu nad wyimaginowanymi problemami...Autor sportretował społeczeństwo dość pobieżnie, schematycznie i w sposób budzący we mnie niechęć.

niedziela, 2 sierpnia 2015

Dodie Smith, Zdobywam zamek.

Czytając pierwsze strony powieści Zdobywam Zamek autorstwa Dorothy Gladys Smith (1896 -1990) miałam wrażenie, że fabuła mi coś przypomina i na pewno miałam z nią styczność. Nie myliłam się, bowiem wkrótce zapaliła się żarówka, że ależ tak, oglądałam film na motywach tejże książki i to parokrotnie! To Nie oddam zamku (I Capture the Castle) z roku 2003 w reżyserii Tima Fywell, w którym rola Cassandry została powierzona aktorce Romoli Garai. Swoją droga film bardzo urzekający, klimatyczny i co najważniejsze trzymający się fabuły powieści. Warto obejrzeć. Acz nie o filmie mi tu należy pisać, a o książce. 
 
Fabuła powieści Zdobywam Zamek osadzona jest latach 30. XX wieku, a akcja dzieje się na angielskiej prowincji i w Londynie. Książka ma formę pamiętnika pisanego na przestrzeni paru miesięcy przez siedemnastoletnią Cassandrę Mortmain, siostrę dwudziestojednoletniej Rosy i piętnastoletniego Thomasa i córki pisarza Jamesa Mortmain. Jak sama nasza narratorka zaznacza, pisze po to, aby ćwiczyć świeżo poznaną metodę stenografowania, a częściowo po to, by uczyć się, jak pisać powieść. Przeto postanawia opisać wszystkie osoby i przytoczyć rozmowy. Wraz z drugą żoną ojca, dwudziestodziewięcioletnią Topaz, rodzina mieszka w starym domu powstałym jeszcze w czasach Karola II, który został dobudowany do pozostałości czternastowiecznego zamku, zburzonego przez Cromwella. Warto od razu wspomnieć, że mieszka z nimi od małego osiemnastoletni Stephen, którego matka była niegdyś tu pokojówką. Zachowały się dwie wieże: wartowania, którą jako pracowanie upodobał sobie ojciec Cassandry oraz wieża Belmotte, stojąca nadal na wzgórzu. Posiadłość została wydzierżawiona przez Jamesa na czterdzieści lat nieopodal Godsend w czasach, gdy jeszcze żył a mama Cassandry i Rose i kiedy James odnosił sukcesy finansowe na fali pierwszej i jak dotąd jedynej swej książki. Od tamtej pory, James usilnie, acz bez widocznego rezultatu, pracuje nad kolejna powieścią. Wraz z upływem lat rodzina traciła swoje podstawy finansowe, wszystko, co tylko, było wartościowe, zostało z domu wyprzedane, a dzierżawa już dawno nie była opłacana. Co tu kryć, żyli właściwie w skrajnej biedzie, oszczędzając dosłownie na wszystkim: jedzeniu, herbacie, ubraniach, ogrzewaniu. Tej biedy nienawidziła Rose, toteż, gdy na horyzoncie pojawili się dziedziczący zamek i posiadłość w Scoatney, Cottonowie, postanowiła wykorzystać swoją szansę na wyrwanie się z niej i dodatkowo pomóc rodzinie. Postanawia więc zagiąć parol na jednego z młodych mężczyzn i rozkochać go w sobie. Dziedzicem właściwie był spokojniejszy, acz z cudaczną brodą Simon, bo młodszy buńczuczny Neil nie otrzymał nic. Przybycie Cottonów miało wpływ zresztą nie tylko na Rose, ale również na pozostałych mieszkańców zamku, nie wyłączając z tego Cassandry. 

Uwielbiam książki, gdzie akcja rozgrywa się jedynie w paru miejscach, a ilość bohaterów jest ograniczona do minimum. W dodatku mamy tu literackie odniesienia w tekście. Gratka nie lada, jak dla mnie klasyka (powieść została wydana w 1948 roku). Dorothy Gladys Smith potrafiła w znakomity, świeży sposób, połączyć historie rodziny Mortmainów i Cottonów, nacechowanej niekiedy dyskusjami, kłótniami, ale przede wszystkim emocjami przynoszącymi niespodzianki. To powieść o gonitwie za marzeniami, uczuciach i poświęceniu, które nie zawsze jest trafnym życiowym wyborem. Poza tym Autorka we wspaniały sposób odmalowała angielską rzeczywistość lat 30. XX wieku. 

Treść powieści utrzymana jest w starym, klimatycznym stylu. Dziś się już tak niestety nie pisze, tak nie opowiada, a szkoda. Moim zdaniem to doskonała lektura, pełna dowcipnych spostrzeżeń i błyskotliwych pamiętnikarskich zapisków.  


Dodie Smith, Zdobywam zamek, wydawnictwo Świat Książki, sierpień 2013, przekład Magdalena Mierowska, okładka miękka ze skrzydełkami,  stron 352.


Recenzja ukazała się na blogu Słowem malowane - wpis z dnia 22.08.2013.

poniedziałek, 27 lipca 2015

451 stopni Fahrenheita - Ray Bradbury


To moja pierwsza recenzja tutaj, więc przedstawiam jedną z moich 
ulubionych powieści.



Akcja książki rozgrywa się w przyszłości. Nie ma już czegoś takiego jak 
kultura lub sztuka. Ludziom nie grożą już pożary, gdyż domy stały się 
ognioodporne. Jednak zawód strażaka nadal istnieje. Czym się teraz
zajmują, skoro nie trzeba już gasić ognia? Palą książki! Ich czytanie
i posiadanie jest zakazane. Dostępne są tylko niektóre i to zredukowane 
do jednej strony lub kilku zdań. Dzięki lekturze ludzie zaczęliby myśleć
samodzielnieprzeżywać dylematy i rozterki. Mogliby zechcieć mieć
wpływ na rzeczywistość. To tylko utrudnia życie, nie warto zatem
marnować czasu na niepokój oraz smutek. Liczy się przede wszystkim
rozrywka i zabawa. 
domach całe ściany stały się ogromnymi ekranami telewizyjnymi. 
Ludzie większość wolnego czasu spędzają właśnie przed nimi.
Nadawane są głupawe hałaśliwe programy. Najpopularniejszym jest
,,Rodzinka", w której widzowie mogą wziąć czynny udział. Nawet Jezus
Chrystus stał się częścią tego telewizyjnego show reklamując przedmioty, 
które powinien posiadać każdy chrześcijanin.
Głównym bohaterem powieści jest strażak, Guy Montag. Ma żonę, pracę, 
wiedzie pozornie spokojne życie. Jednak pewnego dnia poznaje 
dziewczynę z sąsiedztwa, która zadaje mu pytanie: ,,Czy jest pan 
szczęśliwy?"
To zmienia jego spojrzenie na świat. Zaczyna się zastanawiać co takiego
kryje się w książkach, które niszczy.

Czytaj więcej

sobota, 18 lipca 2015

Powitanie

Serdecznie witam wszystkich czytelników. Bardzo mi się spodobało to wyzwanie i postanowiłam w nim wziąć udział.
Uczę się w gimnazjum i jeszcze nie udało mi się przeczytać nic w oryginale, ale może ten blog mnie zmotywuje i spróbuję. 

Jeżeli chodzi o listę lektur-kanon angielski to przeczytałam (w polskim tłumaczeniu):
Austen Jane - Emma, Perswazje, Rozważna i romantyczna, Duma i uprzedzenie
Bronte Charlotta - Jane Eyre
Bronte Emily - Wichrowe Wzgórza
Dickens - Wielkie nadzieje
kilka opowiadań Allana Edgara Poe
Defoe Daniel - Przypadki Robinsona Crusoe
Burnett Frances Hogson - Tajemniczy Ogród

Obecnie czytam: Jerome K. Jerome - Trzech panów w łódce nie licząc psa

Klasyka, którą mam w planach:
Aldous Huxley - Nowy wspaniały świat
Stoker Bram - Dracula
Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo
W.M. Thackerey -Targowisko Próżności
i jeszcze moją ulubioną Jane Austin - Mansfield Park

Mam nadzieję, że  uda mi  poznać większość książek z listy, a co ważniejsze mam nadzieję na dobrze spędzony czas nad lekturą.

piątek, 26 czerwca 2015

Pelle Zwycięzca T1 - Martin Andersen Nexø

Słodko-gorzka, klasyczna opowieść o dorastaniu, która zdaje się być rozwinięciem przysłowia "biednemu wiatr w oczy". Przełom XIX i XX wieku, podstarzały wdowiec Lasse i jego synek, Pelle wyruszają ze Szwecji, która wówczas jest biednym krajem, na Bornholm w poszukiwaniu lepszego życia. Lasse zapamiętał Danię jako krainę mlekiem i miodem płynącą, ale pracując przed laty w tym kraju był młodszy i silniejszy. Powieść zaczyna się niemal rozdzierającą serce sceną, kiedy wozacy podbierają robotników wprost ze statku, a na samym końcu zostaje dwójka biedaków, których nikt nie chce. Lasse jest bowiem za stary - zdaniem poszukujących siły roboczej, Pelle - za mały. Czytaj dalej...

środa, 17 czerwca 2015

"Flush: biografia" Virginia Woolf

Tematyka zadziwiająca zarówno jeśli chodzi o Autorkę, jak i epokę, w której powieść powstała. Flush to...rasowy spaniel, który z angielskiej prowincji, lasów i pól trafia do londyńskiej sypialni pewnej chorej pisarki. Początkowo ubolewa nad utraconą wolnością, jednak stopniowo przyzwyczaja się do nowej pani, leniwego życia psa kanapowego i spacerów na łańcuszku i powozikiem. Pewnego dnia Flush zostaje porwany i w ten sposób poznaje mroczną i straszną stronę miasta...
Przy okazji przygód psa Autorka kreśli obraz Londynu z połowy XIX wieku, z jego nierównościami społecznymi, salonowym życiem i dbaniem o konwenanse z jednej strony oraz skrajną biedą i brudem z drugiej.  Wyraża też pełne ironii poglądy na temat wielu współczesnych jej zjawisk, traktowanych wówczas bardzo poważnie. Dla Flusha zachowania ludzi nie raz były zadziwiające...
Książka pełna humoru, lekka i przyjemna w odbiorze, napisana pięknym, barwnym językiem. Mimo prostego na pozór przekazu kryje wiele głębokich tematów, skłaniających do przemyśleń.

poniedziałek, 15 czerwca 2015

"Mój śmiertelny wróg" - Willa Cather





   Właśnie skończyłam czytać kolejną książkę Wilii Cather wydaną w serii Koliber. Znajdują się w niej trzy opowiadania, których bohaterkami są kobiety. Willa Cather stworzyła w nich świetne psychologiczne portrety kobiet, którym dokonane lub wciąż dokonywane wybory determinują  życie.  To trzy kobiety o barwnych i  interesujących, niebanalnych a zarazem silnych osobowościach, które  łączy umiłowanie sztuki : teatru i opery.  Przy czym bohaterka tytułowego opowiadania, Myra,  związana jest z tym środowiskiem jako miłośniczka tej formy sztuki a bohaterki dwu pozostałych są artystkami - śpiewaczkami.

               Myra, której interesującą historię poznałam dzięki darzącej ją wielką admiracją narratorce, Nellie, kiedyś w młodości zrezygnowała z majątku swego dziadka i dostatniego  życia uciekając z ukochanym Oswaldem. Małżeństwo, jak to zwykle bywa nie do końca spełniło jej oczekiwania chociaż mąż starał się ze wszystkich sił, by mogła prowadzić życie na pewnym poziomie i utrzymywać kontakty towarzyskie oraz bywać w operze i teatrze to jednak dla niej było to za mało. Pod koniec życia, gdy jej śmiertelny wróg - choroba - pozbawia ją coraz bardziej sił,  w rozmowie z  Nellie, która z przykrością przyjmuje fakt, że Myra źle traktuje męża ona stwierdza : " To żałosne, Nellie, kiedy człowiek, żałuje drugiemu nawet dobrych wspomnień, prawda? Tak to wielkie okrucieństwo. Ale ja nic na to nie mogę poradzić. On jest sentymentalny, zawsze taki był; potrafi wspominać nasze najlepsze dni, kiedy byliśmy oboje młodzi i kochaliśmy się, i wmawia sobie, że istotnie tak było. A to nieprawda. Byłam zawsze próżną i chciwą, zaborczą kobietą, zawsze ze wszystkiego niezadowoloną. Niemniej kiedy się jest w wieku, w którym trudno już o kwiaty, niszczyć te, które zostały w sercu mężczyzny to niegodziwość". Kończąc swoją jakby spowiedź przed młodą przyjaciółką Myra  dopowiada " Taka już jestem - ...... - Ludzie mogą być dla siebie jednocześnie kochankami i wrogami.  My tacy byliśmy.. Mężczyzna i kobieta po latach wyzwalają się z uścisku i wtedy widzą, jak się nawzajem poranili. Może nie umiem wybaczyć mu krzywdy, którą mu wyrządziłam. Może to właśnie to. Kiedy są dzieci, uczucie to ulega naturalnym przemianom. Lecz gdy pozostaje takie osobiste ...coś się w człowieku łamie. Z wiekiem tracimy wszystko, nawet zdolność kochania".

Czytaj więcej >>>>>>

wtorek, 9 czerwca 2015

"PANIE Z CRANFORD" ELIZABETH GASKELL


Tytuł: Panie z Cranford
Tytuł oryginału: Cranford
Autor: Elizabeth Gaskell
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2015 
Liczba stron: 206
Moja ocena: 7/10


Powieść "Panie z Cranford" przypomina zbiór scenek rodzajowych. Urok dawno minionego świata, niespieszna narracja, świetnie uchwycone charaktery, snobizmy, śmiesznostki i cnoty bohaterek wzruszają, denerwują i wywołują niepohamowaną wesołość.
"Panie z Cranford" jest powieścią Elizabeth Cleghorn Gaskell brytyjskiej pisarki w epoce wiktoriańskiej. Książka została opublikowana po raz pierwszy w 1851 roku. Fabułą powieści są anegdotki z życia kilku starszych Pań mieszkających w małym miasteczku o nazwie Cranford w hrabstwie Cheshire w Anglii pod koniec XIX wieku.
Głównymi bohaterkami jest kilka Pań, przeważnie są to stare panny lub wdowy, które za wszelką cenę chcą uchodzić za panie należące do klasy wyższej, niż jak rzecz ma się w rzeczywistości. Żyją życiem na pokaz. Panie muszą oszczędzać na każdym kroku, ale skrzętnie to ukrywają i nie przyznają się do tego, aczkolwiek jest to widoczne dla czytelnika w opisach życia codziennego Pań, także po znoszonych i już niemodnych sukniach. Lecz nie przeszkadza im to w utrzymaniu elegancji i poczucia własnej wartości na wysokim poziomie. W książce Gaskell opisała piękny przykład przyjaźni miedzy paniami, gdy jedna z nich znalazła się w trudnej finansowo sytuacji.

"Panie z Cranford" nie są książką wielką objętościo, i nie jest to typowe opowiadanie ze wstępem i zakończeniem. Książka jest raczej zbiorem kilku przeuroczych opowiadań i scenek z życia małomiasteczkowego środowiska. Mimo, że książka jest zbiorem opowiadań, autorka zachowała ciągłość zdarzeń i porządek faktów, a akcja rozwija się i toczy w miarę szybko. Gaskell zachowała w powieści wewnętrzną spójność. Nie chcąc zdradzać fabuły i ujawniać za dużo, nie będę streszczać treści powieści, co z resztą nigdy nie robię, aby nie popsuć czytelnikowi niespodzianki.  
Elizabeth Gaskell opisała w sposób prosty, aczkolwiek nie pozbawiony krytycyzmu, nutki ironii oraz lekko satyrycznego spojrzenia życie codzienne mieszkańców Cranford, tj. głównie kobiet. Gaskell w błyskotliwy sposób napisała o zwyczajach, tradycjach, o mentalności ludzi z tamtej epoki i ich problemach oraz strapieniach. Narratorem w książce jest młoda kobieta Mary Smith i to dzięki jej oczami możemy poznać bohaterów i ich życie pełne konwenansów i z góry narzuconych zasad. Wracając do bohaterów, Gaskell fantastycznie przestawiła postacie literackie. Wykreowane przez autorkę postacie są genialne i wydaja się żywymi istotami, bardzo barwnymi i ciekawymi.

Dzięki świetnemu stylowi autorki, czytelnik ma zapewnioną wspaniałą ucztę literacką. Styl pisania Elizabeth Gaskell nadaje historii pozory prawdy, ma zdolność przekonywania. Uwodzi i oczarowuje czytelnika, a także skłania do zaangażowania. "Panie z Cranford" polecam szczególnie osobom, które lubią epokę wiktoriańską oraz lekką i przyjemną lekturę:))

niedziela, 7 czerwca 2015

"Drzewo białej morwy" - Willa Cather












Willa Cather , która wczesną młodość a zatem lata 70 i 80-te XIX wieku spędziła na rodzinnej farmie  w płn. Wirginii, co wywarło wielki wpływ na jej psychikę a zarazem silnie odbiło się na jej twórczości,  z wielkim pietyzmem sławi  w niej okres pionierski w Stanach Zjednoczonych, do których ściągali ci, którzy w Europie nie widzieli dla siebie i swych rodzin przyszłości.  Tu czekała ich surowa, trudna do ujarzmienia  ziemia, ale oni jeżeli już nie w pierwszym to następnym pokoleniu przy pomocy zmian w uprawach, jak i pojawiających się nowinek technicznych usprawniających pracę na roli,  potrafili ją doprowadzać do rozkwitu sami osiągając dobrobyt i stabilizację. Tak właśnie dzieje się w przypadku szwedzkiej rodziny osadniczej, której członkowie są bohaterami "Drzewa białej morwy".




czytaj więcej >>>>>

poniedziałek, 25 maja 2015

"Dorosłe życie Emilki" - Lucy Maud Montgomery

Emilka wie już, że tylko zawód pisarki przyniesie jej szczęście i nie wyobraża sobie życia bez tworzenia. Nie może również zapomnieć o ukochanym Tedzie – miłości jej życia. Ale gdy Ted opuszcza Emilkę, by studiować w Montrealu, dziewczyna zupełnie się załamuje. Popełnia błąd za błędem, a chyba najpoważniejszym z nich jest decyzja o wyjściu za mąż za człowieka, którego w ogóle nie kocha. Dla Emilki zbliża się czas prawdziwej próby charakteru. Nadchodzi moment, w którym będzie musiała zdecydować, co w jej życiu jest najważniejsze.






Ostatni akord świąt… nie mogłam się do niczego zabrać, póki nie skończyłam „Dorosłego życia Emilki”,  czytałam w nocy i dziś, pośród porozkładanych papierów wzywających mnie, nachalnie, ale mniej jednak od losów Emilki. Przezornie następne książki schowałam wysoko i za innymi rzędami książek, niech wołanie przytłumią opasłe woluminy, a czego oczy nie widzą…


Emilka skończyła szkołę i wróciła do domu. Tak jak kiedyś Ania zatrzaskując tom Euklidesa, wyrażała radość z końca znajomości z geometrią, tak Emilka z radością myśli o tym, że przestanie pić bawarkę, bo jest dorosła. Zarabia na pisaniu, opędza się od wielbicieli i czeka na tego jedynego, do którego należy jej serce, a on jakby wcale o to nie dba. Z tego powodu życie Emilki staje się podobne do telenoweli brazylijskich, są zrywane zaręczyny, ucieczki sprzed ołtarza, rzeki czarnej polewki. Emilka czeka i cierpi, próbuje pocieszyć się przyjacielem, który ją rozumie i kocha, ale jej serce darzy go tylko przyjaźnią, przez chwilę, Emilka jest przekonana, że to wystarczy. Niestety nie… dlatego gdy jej ukochany oświadcza, że się żeni, jej wnętrze płonie z żalu, ale rodzinna, słynna duma nie pozwala wyznać tego nikomu. Wie tylko jego matka, która rewanżuje się okropnym wyznaniem, zbyt późnym.
A koniec książki… no cóż, łzy mi zalśniły… Ach dlaczego ja mam tyle pracy jeszcze, najchętniej poczytałabym coś Montgomery…

Ta książka jest o wiele lepsza niż tom drugi, poświęcony w większości mękom twórczym Emilki. Montgomery ma szczególny dar pisania o uczuciach. Zwłaszcza o tych nieszczęśliwych, o męce niepewności, tęsknocie, żalu. Umie też wynagrodzić przeżywanie tychże, czytelnikowi. To dlatego wyznanie Gilberta jest tak motylkowe i uwielbiane przez czytelniczki. Nie każdy doświadczył sieroctwa, dziecięcego porzucenia, ale chyba każdy był nieszczęśliwie zakochany, a przynajmniej zdarzył mu się koniec świata, czyli święte przekonanie, że ta jedna, jedyna osoba nie odwzajemnia uczuć, gdy nasz świat drżał w posadach, walił się, a słońce świeciło i wstawało na wschodzie, niewzruszone, pogodne, świetliste, naigrawając się z zawodu. Montgomery opisuje to po mistrzowsku, przypominając czytelnikowi wszystkie te zawody, dając nadzieję, że z najgłębszego mroku, można wyjść do światła… chociaż będzie to nas kosztowało utratę chęci do życia, do pracy i wiele przepłakanych w samotności nocy, cichym płaczem, aby nikt z postronnych się nie dowiedział. Chociaż po drodze podejmie się kilka idiotycznych decyzji…



Tom drugi mnie znudził, ten pochłonęłam całą sobą i jestem rozbita… po prostu. Zastanawiam się teraz czy dobić się biografią Boya… Warto wracać do książek młodości… bo nie mogę się starzeć, skoro mój umysł jest nadal tak głupi, żeby łkać nad losami bohaterów? Miałam wykpić tę powieść, napisać, że jest jak telenowele, które wyśmiewam, ale pies to trącał. Pięknie było!!

Oryginał i zdjęcia ba blogu

niedziela, 24 maja 2015

"Emilka szuka swojej gwiazdy" - Lucy Maud Montgomery

Czas nieubłaganie mija. Wszyscy znajomi Emilki wybierają się do szkoły średniej w innej miejscowości, a samotna dziewczynka pozostawiona jest na pastwę losu i ciotki Elżbiety. Emilka czułaby się fatalnie, gdyby nie pisanie, któremu oddaje się z prawdziwą przyjemnością. Ciotka Elżbieta nie jest jednak zachwycona. Stawia Emilce twardy warunek: dziewczyna będzie mogła chodzić do szkoły wraz z przyjaciółmi tylko pod warunkiem, jeśli zarzuci pisanie.

Ach! Niestety kończą się Święta, kończy się wolne, witaj praco i tak dalej… Koniec z czytaniem tylko dla przyjemności i całymi dniami, koniec z niespiesznym sączeniem kawy, piwa i co tam jeszcze pod ręką… nawet makowy torcik już wyszedł… A ja skończyłam II tom Emilki… Teoretycznie mogę ją przeczytać przez noc, rezygnując ze snu… może to i ciekawe wyzwanie?


Książki o Emilce czytałam… całe lata temu, byłam wtedy innym człowiekiem… nie wiem czy nie lepszym, o czym z bólem przypominam sobie czytając książki sprzed lat i odtwarzając swoje uczucia. Jakoś tak niewiele pamiętam z tej lektury, nie jest to złe, bo dzięki temu czułam się, jakbym czytała książkę po raz pierwszy. Po polsku „Emilka szuka swojej gwiazdy”, po angielsku trafniej – wspina się… lepiej koresponduje to z tym co Emilka robi, wspina się, aby na alpejskiej skale wyryć swoje imię… no ale jednak książka „Emilka się wspina”, brzmi… no nijak. Ten tom opowiada o życiu Emilki, od czternastego roku życia, do siedemnastego, gdy dziewczyna podejmuje naukę i mieszka u swojej ciotki Ruth, którą pamiętamy z tomu I. Emilka nie straciła, nic ze swoich marzeń, aspiracji, wciąż pisze, marzy, wyobraża sobie, przeżywa ciekawe, a niekiedy kompromitujące przygody. Nie traci pogody ducha, chociaż czasami ciężko, tak nie poddać się zwątpieniu. Wciąż trwa w zamiarze niezakochiwania się, bo miłość to niewola, a ona chce być wolna, jak ptak.

Tę część czytało mi się wolniej, niż tom I. Bardzo dużo jest tutaj fragmentów pamiętnika Emilki, która jak na zagorzałą pisarkę przystało, za punkt honoru stawia sobie opisanie wszystkiego, chociaż niektóre opisy usypiają.


Całość tekstu na blogu

sobota, 23 maja 2015

"Emilka z Księżycowego Nowiu" - Lucy Maud Montgomery

Emilka, po śmierci ukochanego ojca, zamieszkuje w Księżycowym Nowiu ze snobistycznymi krewnymi. Trudno jej się przyzwyczaić do surowych metod wychowawczych i prowadzenia życia panienki z dobrego domu.


Święta miały być czasem nadrobienia zaległości, w pracy, w czytaniu. Uznałam jednak, że kurczę… a kiedy coś dla przyjemności? W końcu spotkać się z bliskimi, z przyjaciółmi i znajomymi też trzeba, kiedy powtarzać też książki dobre, jak nie wtedy, gdy życie zwalnia? Po kiepskiej „Służącej” sięgnęłam po powieść autorki, która momentalnie przenosi mnie do krainy szczenięcych lat. I chociaż L.M. Montgomery znana jest głownie z serii o rudowłosej Ani, to przecież cykl o Emilce też ongi bardzo mi się podobał. A ponieważ za sprawą kolekcji gazetowej uzupełniłam swoje braki, uznałam, że pora te książki napocząć, niech nie kurzą się na półce.


Emilka wiedzie szczęśliwe życie ze swoim ojcem. Przed wielu laty, jej matka wbrew woli rodziny uciekła z ojcem Emilki, co sprawiło, że jej bliscy się jej wyrzekli. Gdy Emilka miała cztery lata matka umarła. Teraz ojciec jest umierający i próbuje przygotować córkę na to, że niedługo wszystko się zmieni że rodzina jej matki, dumni i zamożni ludzie się nią zaopiekują. Umierający ojciec przekazuje córce testament miłości i troski. Po jego śmierci zjeżdżają się Murrayowie i rozpoczyna się dyskusja, u kogo Emilka powinna zamieszkać. Los wskazuje Elżbietę i Laurę z Księżycowego Nowiu, w ten sposób spełniają się życzenia Emilki, ponieważ ciotka Laura jest podobna nieco do jej matki, a także pełna ciepła i nie skupia się na szukaniu wad Emilki.
Życie w Księżycowym Nowiu jest zupełnie inne, niż to do którego Emilka przywykła, panują tam surowe zasady, ale dziewczynka odnajduje życzliwe dusze, znajduje przyjaciół i zaczyna czuć, tak, jakby się tam urodziła.


Całość na blogu

piątek, 22 maja 2015

"Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej" - Jaroslav Hašek

UWAGA!! Książka była wcześniej wydana pt.:"Przygody dobrego wojaka Szwejka."
Kiedy zamordowano arcyksięcia Ferdynanda, zmienił się porządek świata. Jednak nic nie jest w stanie wstrząsnąć Szwejkiem na tyle, by zechciał zmienić porządek, a właściwie bałagan swojego życia. Nie zmienił się. Nie miał na to czasu.Od wydania kultowej powieści minęło już prawie całe stulecie i rzeczywiście nic się nie zmienia. Popularność niezbyt dobrego żołnierza nie słabnie. Jego absurdalne losy przetłumaczono dotąd na 55 języków, doczekały się licznych ekranizacji i adaptacji.Na każdego znajdzie się paragraf. Głupota Szwejka wymyka się wszelkim kategoriom. Choć w tej głupocie jest metoda. Przed wami Szwejk. Idiota z urzędu.

Książkowa klasyka. Książka, którą zna każdy, teksty, żarty weszły do kanonu. Przepraszam – kiedyś były kanonem, ludzie wiedzieli o bałwanieniu i o muchach srających na jaśnie pana. Od dawna chciałam przeczytać książkę o Szwejku. Niestety w moim domu tom pierwszy zaginął, ostał się tylko drugi. Ciągle obiecywałam się, że ruszę z ekspedycją ratunkową  po tom pierwszy, na szczęście Znak, przygotował jubileuszowe wydanie tej książki, zawyłam – wprost – z radości i zaczęłam odliczać dni do smakowitej lektury. Gdy książka przyszłą ciężko było mi się z nią rozstać… zwłaszcza, że wciąga od pierwszej chwili.


Józef Szwejk to pocieszny idiota o twarzy z której bije głupota i szczerość. Zamach w Sarajewie, o którymż to wiadomość dociera do gospody, wzbudza gorącą dyskusję, niestety usłużny sługa systemu wsadza biesiadników – wśród nich i Szwejka do więzienia za obrazę majestatu. Z takimi buntownikami nie chce mieć do czynienia prawdziwy bandyta. Tak się zaczynają losy Szwejka. Wyrzucą go z domu wariatów, wypuszczą na wolność, będzie chciał iść do wojska, ale nie będą go chcieli i… ach cała masa zabawnych, ale naprawdę zabawnych perypetii czeka Szwejka. Czas tak niewesoły jak wojny jest pretekstem do zaprezentowania losów ludzi z nizin społecznych, ich poglądów, sytuacji w Cesarstwie. Hasek z humorem bawiącym do łez prowadzi nas na front ze Szwejkiem.



Miałam duże oczekiwania co do tej książki i trochę się obawiałam. Kurczę – wszyscy ją chwalili, odwołania do Szwejka są obecne we współczesnej literaturze, jego pomniki są wpisane w krajobraz Przemyśla czy Sanoka(piękny jest też ten z ukraińskiego Doniecka, ciekawe co się z nim teraz dzieje). To grzech nie wiedzieć kim był Szwejk. 


Po całość zapraszam - na bloga

wtorek, 5 maja 2015

Lidia Czarska "Pożegnianie z dzieciństwem"



Piękna opowieść o dzieciństwie gruzińskiej księżniczki Niny Dżawachy-ogły-Dżamata.  Jej dziadek i jego synowie dzielnie walczyli w powstaniu przeciwko Szamilowi w II połowie XIX wieku. Jej ojciec, jako młody oficer, wysłany by stłumić powstanie w aułu Bestudi, poznał piękną Marjem, zwykłą tatarską góralkę. Ich małżeństwo zawsze uchodziło za mezalians, a surowa i rygorystyczna babka Niny nigdy nie chciała nawet poznać swej synowej. Także Mahomet, ojciec Marjem, był przeciwny temu związkowi i przejściu córki na chrześcijaństwo. Nina była owocem wielkiej miłości, jednak Marjem zawsze bardzo tęskniła za górami i mówiono, że młodo zmarła właśnie z tej tęsknoty. Nina wyrosła na żywiołową, nieokrzesaną panienkę, z którą pobłażliwy ojciec nie bardzo umiał sobie poradzić. Wraz ze swym kompanem-koniem Szalonym, przemierzała okolice w dzikim pędzie, pełna emocji wsłuchiwała się w opowieści służby. Szczęśliwe i beztroskie dzieciństwo skończyło się w momencie, gdy babka postanowiła wziąć w swoje ręce wychowanie księżniczki i wysłała ją na pensję dla dziewcząt.
Powieść podzielona jest na dwie części. Pierwsza to barwne opisy krajobrazów Gruzji, opowieści o kaukaskich góralach, którym krew szybko wrzała, co prowadziło często do bijatyk. Druga to typowa opowieść o nauce na pensji, dziewczęcych radościach, przyjaźniach i smutkach.
Książka po raz pierwszy została wydana w 1903r,  ukazywała się również pod tytułem "Księżniczka Dżawacha"

piątek, 24 kwietnia 2015

Dekameron - Giovanni Boccaccio

Dekameron dosłownie znaczy dziesięć dni (gr. deka hemeron),  jest fikcyjnym zapisem odosobnienia czasu zarazy (1348 rok) dziesięciu osób snujących po dziesięć opowieści każde. Opowiadania piętnują skąpstwo, hipokryzję, chciwość, gnuśność. Potężnie obrywa się obłudnym mnichom i lubieżnym mniszkom.  Nie brak pokrzepiających opowieści o odmianie losu, a także o nieszczęśliwych miłościach. Niektóre rzewne, inne rubaszne, czy umoralniające - cała gama tematów, zebrana w setkę - a właściwie w sto jeden powiastek, ponieważ historia dziesięciorga uciekinierów z morowej Florencji również jest dość ciekawą historią. Każdemu dniu przyświeca inna myśl przewodnia. Zbiór opowiadań powstał w XIV wieku (Giovanni Boccaccio żył w latach 1313-1375), a napisane było nie po łacinie, jak to było powszechnie przyjęte, a w języku włoskim. Co ciekawe, pierwszy datowany druk książki Czytaj dalej...

wtorek, 21 kwietnia 2015

Kot - Georges Simenon




 Mimo tytułu i tego co widzimy na okładce to oczywiście nie jest książka o kocie i papudze chociaż to ta para odgrywa zasadniczą rolę w intrydze jaką nam w niej serwuje Georges Simenon - francuski pisarz pochodzenia belgijskiego, który był twórcą komisarz Maigreta. Simenon specjalizował się w powieściach detektywistycznych i kryminalnych, ale napisał również kilka innych. Książki te podobnie jak przeczytany co dopiero przeze mnie "Kot" zawierają  pogłębioną analizę psychologiczną i obyczajową.

                    Bohaterami "Kota" są Małgorzata i Emil, para małżeńska będąca w czasie, gdy zaczyna się opowieść, w stanie totalnej wojny. Od pięciu lat nie rozmawiają oni ze sobą a porozumiewają się tylko i wyłącznie przy pomocy karteczek i żyjąc w atmosferze aż dusznej i gęstej od okazywanej sobie niechęci trwają tak obok siebie, ale osobno, drażniąc się nawzajem każdym gestem, każdą intonacją.[*]. Obok siebie, gdyż przebywając w tych samych pomieszczeniach: oglądają razem programy telewizyjne, w trakcie których Małgorzata robi na drutach, korzystają z kuchni chociaż każde oddzielnie, a  także śpią w jednej sypialni. A nawet gdy wychodzą z domu na zakupy to również razem tyle, że jedno za drugim, a bywa również, że śledzą się,  by wiedzieć wszystko o dzisiaj już swym raczej przeciwniku niż małżonku. 


Czytaj więcej>>>>>>

czwartek, 16 kwietnia 2015

Chata wuja Toma - Harriet Beecher Stowe

Absolutna klasyka amerykańskiej i światowej literatury. Ckliwa, umoralniająca powiastka o ciemiężonych Murzynach, czy traktat o niesprawiedliwości społecznej i wielkiej sile wiary i odwagi? Połowa XIX wieku. Na dostatniej plantacji w stanie Kentucky, zarządzanej przez dobrego pana Shelby, w domku z otoczaków żyje niewolnik Tom wraz z małżonką i trójką "drobiazgu". Shelby dobrze traktuje swoich ludzi, ale - w czasie kryzysu, do którego doprowadziła jego lekkomyślność, nie waha się sprzedać zaufanego niewolnika i dziecko pokojówki swojej żony. O ile młodej kobiecie udaje się zbiec przed handlarzem niewolników, o tyle Tom przyjmuje los na barki i na licytacji niewolników dostaje nowego pana. Czytaj dalej...

wtorek, 14 kwietnia 2015

Przemyślny szlachcic Don Kichote z Manczy - Miguel de Cervantes Saavedra

Zakochany w romansach rycerskich podstarzały szlachcic-idealista postanawia wyruszyć na poszukiwanie przygód jako błędny rycerz. Odżegnywany przez wszystkich od rozumu, okładany razami przez większość napotkanych indywiduów, w tym przez uwolnionych przez niego zbójców, przemierza drogi i bezdroża na hiszpańskim odpowiedniku Naszej Szkapy - Rozynandzie. Don Kichot z Manczy, Rycerz Smętnego Oblicza za damę swego serca wziął niepiśmienną wieśniaczkę, która w jego nieskończonej fantazji jest nadobną damą, Dulcyneą z Toboso. I jak każdy szanujący się rycerz, posiada i giermka, który nie raz zostaje wymłócony za swojego pana - którzy nie zna wierności Sancho Pansy? Czytaj więcej...

sobota, 11 kwietnia 2015

Wesele Wyspiański - parę refleksji o sztuce i jej adaptacjach

autoportret w MN w Poznaniu
Zanim jeszcze przeczytałam sztukę Wyspiańskiego po raz pierwszy obejrzałam ją w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Było to w latach siedemdziesiątych zeszłego stulecia (premiera miała miejsce w 1976 r.) i było to pierwsze przedstawienie teatralne, w jakim uczestniczyłam. Zrobiło na mnie tak ogromne wrażenie, że od tej pory traktuję teatr trochę nazbyt czołobitnie. Nie pamiętam nazwisk aktorów, czy poszczególnych scen, ale pamiętam klimat magii, pamiętam rozświetloną chatę, z pobrzmiewającą w tle muzyką, piękne stroje aktorów i scenografię stworzoną zgodnie z sugestią autora. Czułam wtedy, że uczestniczę w czymś ważnym, wielkim i poruszającym, choć nie rozumiałam całej symboliki, znaczenia wszystkich scen i jawiących się bohaterom duchów i widm. Do dziś od teatru oczekuję tego rodzaju uwznioślenia, tej bradykardii w połączeniu w tachykardią serca, tego powstrzymania oddechu, tego chłonięcia porami skóry, tego trwaj chwilo, tego zatracenia się w słowie, obrazie, dźwięku. 

Przez otwarte drzwi z boku, ku sieni, słychać huczne weselisko, w Bronowicach buczące basy, piskanie skrzypiec, niesforny klarnet, hukania chłopów i bab i przygłuszający wszystką nutę jeden melodyjny szum i rumot tuptających tancerzy, co się tam kręcą w zbitej masie w takt jakiejś ginącej we wrzawie piosenki…I cała uwaga osób, które przez tę izbę-scenę przejdą, zwrócona jest tam, ciągle tam; zasłuchani, zapatrzeni ustawicznie w ten tan, na polską nutę… wirujący dookoła, w półświetle kuchennej lampy, taniec kolorów, krasych wstążek, pawich piór, kierezyj, barwnych kaftanów i kabatów, nasza dzisiejsza wiejska Polska. (słowa z 1900 r.)
Nie oglądałam od tamtej pory Wesela, ale podejrzewałam, że wystawia się je w tak modnej dziś ascetycznej scenografii teatralnej pustki, tudzież umiejscawia je w pozbawionym charakteru domu weselnym, bez całego opisanego przez Wyspiańskiego wystroju z końca XIX wieku: drzwi do alkierzyka, świętych obrazków, okienka z muślinową firanką, wieńca dożynkowego z kłosów, stołu nakrytego białym obrusem, żydowskich świeczników, fotografii Matejkowskiego Wernyhory, Racławic, szabli, flint i pasów podróżnych, pieca, brązów i zegarów i obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. A wszystkiemu towarzyszy muzyki mas, czyli disco-polo. 
Od tamtej pory Wesele ma dla mnie dwa wymiary; jeden związany z dziełem Wyspiańskiego (połączenia reportażu ze studium zniewolonego narodu, snu o potędze niewspółgrającego ze skrzeczącą rzeczywistością), drugi związany z tamtą pierwszą wizytą w teatrze.
Będąc w Krakowie szukałam miejsc związanych z Weselem Wyspiańskiego. Pierwszym był kościół Mariacki, w którym 20 listopada 1900 r. młodopolski poeta Lucjan Rydel poślubił chłopską córkę Jadwigę Mikołajczykównę.
Wesele odbywało się trzy dni w Bronowicach Małych w domu postawionym przez Tetmajera, będącym połączeniem wiejskiej chaty ze szlacheckim dworkiem. Dom ten został odkupiony przez Lucjana Rydla kilka lat później. W Rydlówce do dziś przechowuje się młodopolskie pamiątki, a sam dworek przekształcono w Muzeum Młodej Polski. Moje plany odwiedzenia Dworku niestety spaliły na panewce, bowiem mimo internetowej informacji o terminach odwiedzin mogłam jedynie popatrzeć na tabliczkę informacyjną przed ogrodzeniem, która nie wskazywała na to, iż Muzeum jest nieczynne. Po czasie na stronie muzeum zauważyłam, iż jest ono zamknięte do odwołania (może było więcej rozczarowanych osób). Zainteresowanym radzę wcześniejsze telefoniczne weryfikowanie informacji zawartych na stronie.
Kolejnym miejscem związanym z Weselem jest Plac Mariackim, gdzie pod numerem 9 znajdował się Dom, w którym Wyspiański napisał swój dramat.
W niecałe trzy miesiące od wydarzeń w Bronowicach, w których autor uczestniczył wraz z żoną i córeczką Helenką, przedstawił dyrektorowi teatru miejskiego w Krakowie (dzisiejszy Teatr Słowackiego) Józefowi Kotarbińskiemu nową sztukę. W dniu 16 marca 1901 roku (niecałe cztery miesiące od dnia zaślubin) miała miejsce prapremiera sztuki.
Uniwersalność sztuki upatruję w jej przesłaniu o narodowej niemocy, o tym niedostawaniu rzeczywistości do wyobrażeń, o pragnieniu bycia narodem wybranym, bycia kimś innym niż się jest. 
To także sztuka o niemożności porozumienia się; wyście sobie, a my my sobie, każden sobie rzepkę skrobie (i tak od wieków i nadal)
Kilka tygodni temu dowiedziałam się, iż w Teatrze Szekspirowskim
w Gdańsku zostanie wystawione Wędrowanie według Wyspiańskiego przygotowane przez krakowski Teatr Stu, a jedną z części trylogii (obok Wyzwolenia i Akropolis) będzie Wesele. 
Jakże to było dalekie Wesele od moich teatralnych wspomnień. Ograniczenia czasowe spowodowały, iż konieczny był wybór scen. Wygrała realność nad warstwą snów i magii, co mocno zubożyło sztukę. Sceny zostały przemieszane, podobnie, jak dialogi. Trudno oceniać Wesele, jako całość, kiedy w Wędrowaniu, jest ono jedynie częścią większej kompozycji, a jednak szkoda, bo symbolika i wizyjność są u Wyspiańskiego równie ważne jak realizm, to one pozwalają dostrzec więcej. Tymczasem bohaterów Wesela w interpretacji krakowskich aktorów poznajemy powierzchownie (lepiej poznamy ich w kolejnych częściach spektaklu, w których każdy z bohaterów odgrywać będzie nową rolę). Przedstawienie w reż. pana Jasińskiego to pokazanie nas samych, takich, jacy jesteśmy, deklarujących przywiązanie do tradycji (w mowie i stroju) i hołdujących współczesności (w gestach – podkreślanie seksualności postaci, i muzyce, przy której się bawimy – disco polo). I może taki właśnie zamysł przyświecał reżyserowi pokazania nas samych pozbawionych wielkości, nawet jeśli ta wielkość miałaby się przejawiać wyłącznie w snach. 
Przemieszane i wyrwane z kontekstu dialogi pogłębiają wrażenie kompletnego niezrozumienia się bohaterów (kolejny portret współczesnych Polaków?). 
Nie jestem przekonana co do wyboru warstwy muzycznej, i to nie dla tego, iż disco polo jest dla mnie wyrazem muzycznego kiczu (choć jak wiadomo o gustach się nie dyskutuje), ale dlatego, że oczekiwałam czegoś mniej banalnego i przewidywalnego. Chociaż może nie chcę się pogodzić z tym, że jednak tacy właśnie jesteśmy; skłóceni, każden sobie, a wspólnie umiemy jedynie upić się i zaśpiewać Jesteś szalona
Plusem przedstawienia były bogate, kolorowe stroje z epoki oraz wykorzystanie techniki (wyświetlane obrazy stanowiące niemy komentarz do przedstawienia czy finałowa scena z wykorzystaniem laserowego oświetlenia, jedna z nielicznych wprowadzająca w natrętny realizm przedstawienia nieco magii). Mimo wszystko cieszę się, że mogłam obejrzeć ponownie Wesele, a całość Wędrowania mimo niedoskonałości zrobiła raczej pozytywne wrażenie. Wesele, które jako odrębne przedstawienie w wykonaniu aktorów Teatru Stu słabo się broni, zyskuje, jako część większej całości.